Cud św. Józefa w Pompejach

Obietnica ołtarza św. Józefa w sanktuarium w Pompejach

Fragment książki "Miesiąc ku czci św. Józefa"

W trzecim zeszycie czasopisma „Różaniec i Nowe Pompeje” z 1889 roku można przeczytać o wielkiej łasce otrzymanej przez wstawiennictwo św. Józefa, za sprawą której zostało zapoczątkowane wzniesienie ołta­rza ku czci jego śmierci w sanktuarium w Pompejach. Dobrym przykładem dla wiernych jest wydarzenie opisane w tym czasopiśmie przez hrabinę Mariannę de Fusco, matkę dziewczynki obdarzonej łaską przez św. Józefa.
Oto, co jest tam napisane:
Rankiem 13 marca 1888 roku, jak pisze hrabina de Fusco w swym świadectwie, w mym domu przygotowywano trumnę. Straciłam już syna, Biagio, który umarł w bardzo młodym wieku z powodu czarnej ospy, którą zaraził się w Neapolu. Madonna zabrała do siebie jego duszę w święto różańca świętego, 2 października 1887 roku, w godzinie, w której w Pompejach jest najwięcej pielgrzymów.
Moja droga córeczka Joanna piętnaście dni później została zaatakowana przez zaraźliwą, śmiertelną chorobę. Rana w mym sercu była podwójna. Łzy, modlitwa, wołania do naszej niebiańskiej Matki. Powrót do zdrowia był daleki i niepewny. Suchy, gwałtowny kaszel był w jej zmęczonym ciele jak cień czarnej ospy. Męczyły ją duszności, powoli opuszczał ją oddech życia.
Pomyślałam, że lepiej uciec z dala od miejsca przesiąkniętego zakażonym powietrzem, z Neapolu, by mogła oddychać tym napełnionym miłosierdziem Maryi w naszej Dolinie Pompejańskiej. Przyjechała do nas, do Pompejów, w święta Bożego Narodzenia. Pragnęła modlić się wraz z nami w tę świętą noc przy Maryi. Jednak ja na to nie pozwoliłam. Ona mimo to wyszła z naszego domu, by w ostatni dzień roku podziękować swej boskiej Dobrodziejce.
Tamtego ranka powietrze było wyjątkowo przenikliwe. Od razu zapadła na zapalenie płuc, typowe skutki dla czarnej ospy. Powróciła gorączka i od tego dnia rozpoczęły się spazmy i bóle mej córeczki. Każdy odgłos jej kaszlu ranił me uszy. Rozumie to każda matka. Biedaczka nie mogła nawet odpocząć z powodu swędzenia, bólu pleców i płuc. Pragnęła, by wszyscy rozpoczęli nowennę pompejańską. Moje sierotki nie opuściły ani jednego dnia modlitwy za życie mej córki. Jednak wszystko wydawało się przesądzone. Ból ją przeszywał, gorączka nie ustępowała, wieczny i obfity pot odbierał jej resztki sił.
Po dwóch miesiącach wiecznej walki życia ze śmiercią pomyślałam, że musi zadbać o sprawę swej duszy. Dwa razy przyjechał tutaj jej spowiednik z Neapolu, święty brat, hiszpański dominikanin ojciec Clemente Armentia. W pokoju chorej kilka razy sprawowano Boski Sakrament, a ona przyjęła komunię świętą. By nie stracić jej obecności, nauczyłam się, że należy czynić wszystko, co w ludzkiej mocy, bo jeżeli Bóg uzna za stosowne, uchowa ją przy życiu.
Jej lekarz z Neapolu, profesor Generoso Grimaldi, nie mógł być tu każdego dnia. Pokierował mnie do lekarza z miejscowości Torre Annunziata, który od wielu lat zajmował się naszymi przytułkami i drogimi sierotkami, doktora Elia Rossiego. Znalazł on dużo sposobów i sugerował wiele, by przywrócić siły mej córce, ale wszystko na marne.
Byłam przekonana, że tylko Boży cud może ją uratować. By zadowolić również krewnych, słuchałam innych cenionych lekarzy z Neapolu. Najpierw profesora Diego Pirontiego, który szczerze przyznał, że choroba była nadzwyczaj poważna, nie było nadziei na przeżycie. Można było ryzykować operację nakłuwania, ale jej ciało było tak słabe, że nie zdołałaby przeżyć. Po krótkim czasie lekarz powiedział rodzinie, że dziewczyna umrze, podobnie jak inna młoda kobieta Stella Masucci.
Chcąc wykorzystać wszystkie ludzkie środki, za radą przyjaciela, udałam się do profesora Oliva Boscorealego, który potwierdził diagnozę doktora Pirontiego. Wysłuchałam też opinii dwóch cenionych profesorów z Neapolu: profesora Cardelliego oraz Capozziego. Pierwszy skierował takie słowa do mego brata: „Przykro jest mi to mówić, ale hrabina straci swą córkę”.
Lekarze zalecili kilka lekarstw oraz mleko jako podstawowy pokarm. Moja córeczka nie wzięła żadnego leku, nie tolerowała niczego, nawet mleka, nic nie trawiła. Znaliśmy osobiście lekarza z Castella­mmare di Stabia, doktora Sebastiano Gentilego.
„To ostatni lekarz, jakiego wołamy – powiedziała mi Joanna – Uwierzę w jego słowa. Jestem zmęczona ciągłym badaniem i nakłuwaniem”. Ze sposobu, w jaki mówił doktor Gentile, zrozumiała, że nie ma dla niej ludzkiego ratunku, ponieważ konsekwencją zapalenia płuc jest gruźlica. Gorączka wyczerpała organizm, a niedożywienie prowadziło do śmierci.
W tak strasznej sytuacji minął luty. Rozpoczynał się marzec i zakończyliśmy nowennę do naszej najświętszej Dziewicy z Pompejów. Był piątek, 9 marca, dzień, w którym cały Kościół katolicki rozpoczyna nowennę przygotowawczą do święta patriarchy – św. Józefa. Wiedząc, że każdy chcący otrzymać łaski od Maryi musi najpierw pojednać się z jej Synem, wraz z moją córką wyspowiadałyśmy się w tym samym dniu i przyjęliśmy wszyscy komunię świętą.
Zawsze czciłam św. Józefa. Rozpoczęła się budowa w sanktuarium, ołtarza ku czci Głowy Świętej Rodziny, Opiekuna Kościoła Powszechnego. W momencie zwątpienia, które dopadło mnie tamtego dnia, zwróciłam się z dziecięcym zaufaniem do Maryi z Pompejów i do św. Józefa: „O wielki święty, jeżeli w dniu swego święta wybłagasz mi u swej najświętszej małżonki łaskę dla mej córki, będę głosić światu ten cud i przyspieszę wszystkimi moimi siłami budowę twego ołtarza w tym sanktuarium. Moja Joanna obiecała ofiarować tysiąc lirów na potrzeby kultu Maryi i pięćdziesiąt na ołtarz św. Józefa. Ja, nie będąc z siebie zadowoloną, obiecam również kaplicę ku czci św. Józefa, przyspieszę jej ukończenie prosząc o ofiarę moich przyjaciół i znajomych”.
W sobotę, by rozpocząć nowennę, przyniosłam do pokoju chorej mój stary obraz przestawiający św. Józefa z Dzieciątkiem na ramionach. Kiedy leżąca go zobaczyła, poczuła w duszy nowy spokój, jakby do pokoju weszła droga jej osoba z rodziny. Jednocześnie pokładała wielką wiarę w św. Józefa, by wyprosił dla niej łaskę.
Następnego dnia jej stan pogarszał się z godziny na godzinę. Kaszel, pot i utrata sił wywołały komentarze o łasce św. Józefa, który w dniu swego święta zabierze duszę mojej córeczki do nieba, tak jak Maryja zabrała do siebie duszę mojego synka Biagio w dzień jej październikowego święta. Zawsze modliłam się, by Bóg czynił z mymi dziećmi według swej woli, aby zbawił ich dusze. Zdawałam się na niego.
W środę, 14 marca, wydawało się, że zbliżała się ostatnia godzina. Wyrok doktora Cardarelliego uświadomiliśmy sobie wszyscy. Przyjechała moja matka, bratankowie i brat, by zobaczyć Joannę po raz ostatni. Na nieszporach wszyscy byli przybici nadchodzącą śmiercią. W domu panowały niepokój i głęboka cisza. Wszystkie leki zostały odłożone na bok, oczekiwaliśmy śmierci.
Kapłani, którzy służyli w świątyni, ksiądz Giovanni od Świętej Trójcy, proboszcz Doliny ksiądz Gennaro Federico, ksiądz Michele Gentile i inni często przybywali z Neapolu. Również związany z moją rodziną ojciec Luigi Raffone dei Crocifieri prosił Boga o zbawienie dla jej duszy.
Nagle chora krzyknęła: „Mamo! Nie czuję już bólu. Gorączka zniknęła. Nie mam już kaszlu, który mnie zabijał. Święty Józef wybłagał mi życie”. Całe zło zostało przepędzone w jednej chwili. Wydawało się, że wszechmocna dłoń oczyściła cały jej organizm. Cała rodzina potwierdzała cud otrzymany za wstawiennictwem św. Józefa i wszyscy wysławialiśmy świętego, tak drogiego Sercu Boga. Mój dom, który przyjął wygląd żałobny, rozjaśniał chwałą, szczęściem i błogosławieństwem naszej Pani Różańcowej oraz jej małżonka św. Józefa. Od tego czasu gorączka nie powróciła, również kaszel. W Joannie pojawiały się życie i świętość, cała rozkwitała.
Cztery dni później, czyli w wigilię święta św. Józefa, Joanna była w kościele uczestnicząc we Mszy dziękczynnej.
W poniedziałek 19 marca zaintonowała Ciebie Boga wysławiamy, dziękując za wstawiennictwo w niebie wielkiego opiekuna rodzin chrześcijańskich.
Moja córeczka, zdrowa i kwitnąca, spełniła swą obietnicę. I ja dzisiaj dopełniam mojej, oznajmiając światu wielką opiekę patriarchy.

Dolina Pompejańska, 13 marca 1889 r.
Hrabina Marianna de Fusco-Longo

Świadkowie: ksiądz Luigi Raffone dei Crocifieri, ksiądz Giovanni Battista od Najświętszej Trójcy, Francesco Farnararo, Rosa Martinelli, Rosina Farnararo, Maria Farnararo, hrabia Francesco de Fusco, Vincenzo de Fusco, brat Gennaro Federico, proboszcz, brat Romualdo Federico, brat Michele Gentile, Carmela Albano, Teresina Albano, adwokat Bartolo Longo.

Zamów książkę
Pobierz fragment książki

Strona wykorzystuje ciasteczka. Aby z niej poprawnie korzystać, wyraź zgodę.